Pomalowane rzęsy są najważniejszym elementem mojego makijażu. Mogę wyjść z domu bez podkładu, bez konturowania, bez pomadki, ale bez pomalowanych rzęs jest mi wyjść ciężko, głównie dlatego, że moje rzęsy są bardzo jasne i w naturalnej wersji wyglądam jakbym była chora. Dlatego tusz do rzęs jest moim must have i często sięgam po nowości szukając czegoś nowego i sprawdzając jaki efekt na moich długich, ale prostych i rzadkich rzęsach jestem w stanie uzyskać.
Ostatnio wpadła mi w ręce nowość od Deborah Milano tusz Dangerous Curves o bardzo nietypowej szczoteczce i dająca bardzo ładny efekt na oku.
Jak możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu szczoteczka tego tuszu jest silikonowa, grubsza u nasady i zwężająca się ku końcowi. Na samym początku trochę mnie przestraszyła, ponieważ mam dość drobną budowę oka i takimi grubymi szczoteczkami szybko maluję wszystko wokół tylko nie rzęsy 🙂 Całe szczęście już po pierwszym użyciu to wrażenie zniknęło i przerodziło się w dużą sympatię do tego kosmetyku. Szczoteczka bardzo dobrze dochodzi do nasady rzęs i pozwala na dokładnie ich pomalowanie i wyczesanie. Tusz Deborah Milano Dangerous Curves pozostawia efekt powiększonej objętości i podkręcenia na rzęsach – moje cieniutkie włoski od razu stały się bardziej widoczne i nadały spojrzeniu charakteru i wyrazu.

Tusz po pomalowaniu nie odbija się na powiekach i nie kruszy się nawet bo całym dniu noszenia co jest jego ogromnym plusem.
Jestem z niego bardzo zadowolona – wygodna szczoteczka, efekt pogrubienia i podkręcenia to wszystko czego moim rzęsom potrzeba dlatego Dangerous Curves od Deborah Milano jest dla mnie strzałem w dziesiątkę.
Buziak!
Paulina