Uwielbiam ten moment w ciągu tygodnia, gdy zamykam komputer i na dwa dni mogę nie myśleć o pracy, opróżnić głowę i się odstresować. Moim ulubionym sposobem na totalne odprężenie jest zafundowanie mojemu ciału kilku domowych rytuałów.
Piątkowy wieczór najczęściej spędzam w łazience, włączam relaksującą muzykę i poświęcam czas tylko dla siebie. Staram się wyrzucić z głowy wszystkie niepotrzebne myśli, listę zadań do zrobienia czy planów na kolejne dni. Po prostu jestem tu i teraz i jest mi dobrze. Myślę, że od tego należy zacząć każdą chwilę relaksu.
Kolejnym krokiem jest odprężenie ciała – na twarz i włosy nakładam maseczki, które pozostawiam na kilkanaście minut – lub dłużej, w zależności od tego ile zajmie mi wykonanie wszystkich zabiegów. Domowe SPA to zdecydowanie mój ulubiony moment w ciągu tygodnia. Ostatnio znalazłam idealne zestawienie produktów, które dorównują jakością tym, używanym w profesjonalnych salonach – dbają o skórę i zapewniają rozkosz dla zmysłów – jest to seria Indigo Home Spa.
Krok 1 to peeling całego ciała przy użyciu peelingu Seventh Heaven Shea Sugar Body Scrub to aż 500g produktu. Nigdy wcześniej nie używałam tak dobrego peelingu do ciała. Ma on bardzo gęstą cukrową konsystencję, dzięki czemu już niewielka ilość wystarczy, aby rozprowadzić go na dość dużej powierzchni ciała. Dobrze się go rozsmarowuje. Ma piękny słodki zapach, który przypomina mi perfumy Dior Miss Dior Cherie, które swego czasu bardzo lubiłam. Zapach jest bardzo intensywny pozostaje na ciele przez wiele godzin dając cudowne ukojenie dla zmysłów. A skóra po zastosowaniu peelingu? Jest bardzo wygładzona, mięciutka i mocno nawilżona. Uwielbiam ją dotykać po zmyciu z niej peelingu. Przy regularnym złuszczaniu widać jak poprawiła się jej kondycja. Dla mnie super odkrycie i cieszę się, że opakowanie jest tak duże, dzięki temu pozostanie ze mną na długo.
Na tak przygotowaną skórę nakładam balsam. W zależności od potrzeb wybieram Masło Shea Bloom Gold o bardzo gęstej konsystencji i działaniu silnie nawilżającym i odżywczym, gdy moja skóra jest mocno wysuszona lub Balsam Bloom Gold, dla szybkiego nawilżenia. Ten drugi stanowi idealny zapachowy duet z peelingiem. Dodatkowo ma lekką konsystencję, która wchłania się błyskawicznie (za co bardzo lubię ten balsam), a przy tym maksymalnie ją nawilża. Ponadto super sprawdza się na mojej dość wybrednej skórze, czyli nie podrażnia jej, nie powoduje swędzenia, szczypania czy zaczerwienień. Ma delikatne złote drobinki, które pięknie mienią się w słońcu – co jest super letnim dodatkiem. Masła Shea używam w mocno wysuszonych miejscach jak łokcie i kolana, a resztę ciała smaruję balsamem.
Jako że taką kompleksową pielęgnację funduję sobie raz w tygodniu korzystam z tego czasu i na ciało nakładam również olejek. To kolejny etap ukojenia zmysłów. Przyjemny, słodki malinowy zapach totalnie mnie odpręża i przywołuje w myślach wakacje, lato i plażę. Jest zamknięty w bardzo wygodnym opakowaniu z atomizerem, dzięki czemu możemy dozować odpowiednią ilość tam gdzie chcemy i nigdy nie wyleje się go za dużo. Ma dość lepką konsystencję, ale bardzo dobrze się go rozprowadza, szybko się wchłania i po kilku minutach nic się nie klei. Jedyne ślady jakie po sobie pozostawia to pięknie pachnąca skóra przez wiele godzin, która jest mocno nawilżona i odżywiona. Lubię używać go również w ciągu dnia jako mój poprawiacz humoru i odżywienie z doskoku – nie brudzi ubrań, szybko się go aplikuje i kilka kropel wystarczy aby nałożyć go na ramiona, dekolt czy ręce.
Ostatnim krokiem jest pielęgnacja stóp – nie przepadam za wmasowywaniem w nie kremu, ponieważ nie umiem długo usiedzieć w jednym miejscu i zawsze się zapomnę pozostawiając tłuste ślady na podłodze 🙂 Dlatego na ten etap pozwalam sobie właśnie w dzień domowego SPA, gdy siedzę w łazience i nie muszę lecieć po coś na drugi koniec domu. Wtedy w ruch wchodzi krem do stóp Seven Heaven, który pachnie tak samo jak peeling z tej serii, czyli Miss Dior Cheri. Ma on gęstą konsystencję, a moje stopy wchłaniają go niczym wodę. Od razu czuję ulgę i nawilżenie, a przy regularnym stosowaniu skóra na stopach jest miękka i lepiej wygląda. Na koniec zakładam skarpetki, aby nie ubrudzić podłogi i przeskakuję do sypialni.
Tak odprężona i zrelaksowana kładę się do łóżka, otwieram książkę i w totalnym spokoju kończę mój dzień i zarazem tydzień. Takie naładowanie baterii pozwala mi zwolnić, zrobić coś tylko dla siebie i nastawić się na weekend bez względu na to w jaki sposób go będę spędzać.
A czy Wy macie swoje ulubione sposoby na zakończenie tygodnia?
Buziak,
Paulina